poniedziałek, 5 października 2015

Wszystko się kiedyś kończy...

...a coś innego zaczyna!

W moim przypadku zakończyłam edukację w szkole podstawowej i jak to zwykle bywa przyszło mi pożegnać się z moją klasą. Spędzone sześć lat razem to jednak coś. Tyle wspomnień, uśmiechów, łez, ocen zarówno dobrych, jak i tych złych. Na wczorajszym zakończeniu roku płakali niemalże wszyscy. Pożegnania i rozstania nie są moją mocną stroną, przyznaję się bez bicia. No ale może po kolei.

Przedwczoraj tradycyjnie wstałam grzecznie o 7.00 rano. No dobrze, budzik zadzwonił o 7.00, a ja raczyłam wyjść z łóżka o 7.25, ale to szczegół. Ubrałam się w (jakby to kogoś obchodziło) białą sukienkę z czarnym kołnierzykiem, fioletowy żakiet i czarne balerinki. Tradycyjnie - jak to na każdym zakończeniu roku w mojej szkole bywa - o 8.00 była w kościele msza. Nic długiego, pół godzinki i do widzenia. Potem wszyscy razem poszliśmy przed szkołę, gdzie zawsze odbywają się zakończenia i rozpoczęcia roku. Gadanina Dyrektora, witanie uczniów, zaproszonych gości..., monotonia, rzekłabym. No ale nic na to nie poradzę, tak było, jest i prawdopodobnie zawsze będzie. Więc te dziesięć minut przesiedziałam rozmawiając z koleżanką o tym, że w naszym nowym gimnazjum pewnie zgubimy się 5 razy, zanim w ogóle dojdziemy na pierwszą lekcję. Ach, dwie fajtłapy się dobrały... Po krótkim wstępie wreszcie nadszedł czas na rozdanie świadectw! Nadszedł czas na szóstą klasę. Nie byłam pewna, co do jednej oceny, więc troszkę się denerwowałam.

Najpierw były rozdawane świadectwa z czerwonym paskiem. Wiedziałam doskonale, że będę je miała. Wyczytano moje nazwisko, wyszłam dumnie z ławki. Dyrektor mi pogratulował, dostałam świadectwo. W nagrodę za nie otrzymałam wie plansze z pierwiastkami chemicznymi (och, jak się cieszę), które przydadzą się mi w gimnazjum. Co prawda nie zrozumiałam z nich ani słowa, ale co tam. Spojrzałam szybko na tył świadectwa. Niestety, nie udało się. Z polskiego mam 5, a nie 6. Tu nawiążę do obrazka powyżej. Nie przejęłam się. Cieszyłam się, bo przecież mogło być gorzej! Ze wszystkich innych przedmiotów miałam oceny jakie miały być. Średnia wyszła mi 5.72! Ładna na koniec podstawówki, ślicznie będzie się prezentowała na podaniu do gimnazjum :).

Wszelkie książki i dyplomy dostaliśmy dzień wcześniej. Na (nazwijmy to) balu szóstoklasisty. Niestety nie było mnie tam, bo miałam w tym samym czasie występ w Teatrze Wielkim. Mama odebrała wszystko za mnie. Było tego dużo, ale bardzo cieszę się z moich nagród. Dostałam Słownik Lektur i Słownik Poezji, oraz książkę o roślinach i "Poczet Władców Polskich".

Podczas gdy wszystkie klasy rozeszły się do swoich klas, my zostaliśmy sami. No i nadszedł moment pożegnania. Nasza wychowawczyni podeszła do nas i automatycznie się rozkleiła. Wszyscy ją przytulali, dziękowali. Na początku byłam twarda, ale żegnając się z moją klasą, a później ponownie z naszą wychowawczynią, łzy same napływały mi do oczu. Wszystkie wspomnienia nagle przeleciały mi przez myśli i nie wytrzymałam. Potem biegałam jeszcze od nauczycielki do nauczycielki i żegnałam się ze łzami w oczach. Potem poszłam do sekretariatu i drżącą ręką podpisałam Księgę Absolwentów i odebrałam stypendium. No i wyszłam ze szkoły. W tym właśnie momencie rozpoczęłam nowy etap w moim życiu. Od razu po wyjściu zawiozłyśmy z mamą świadectwo i wyniki z Egzaminu Szóstoklasisty do gimnazjum. Płakałam wtedy co chwilę. Ale jak na optymistkę przystało musiałam odnaleźć plusy w całym. Nie można się załamywać. Życie każdego jest skonstruowane tak, a nie inaczej i - chcąc, nie chcąc - musimy to zaakceptować. Skąd możemy wiedzieć, czy to, co się zacznie nie będzie o niebo lepsze od tego, co się skończyło? Myślmy optymistycznie i żyjmy chwilą, zostawiając swoje smutki w tyle!

źródło wszystkich obrazków: klik!

A Wy jak tam? Zadowoleni ze świadectw?

Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam udanych wakacji!

Pozdrawiam,

Julka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz